Zobacz jak wyglądają Twoje spotkania rodzinne…
Dorastasz, mądrzejesz, co zaczyna być i widać i słychać. Teraz już tego nie ukryjesz. Każda z nas przez to przechodziła. Twoja rodzina też zaczyna to zauważać. „Babki, ciotki, wujki i sąsiadki” tylko czyhają na Ciebie, aby w końcu zadać to pytanie, żeby Cię złapać i w najmniej oczekiwanym momencie to powiedzieć. W końcu jest! Okazja, imieniny, nieważne kogo. Babci/cioci/wujka. Wchodzisz, ale już podświadomie wiesz czego się spodziewać. Przekraczając próg tego domu to musi się stać. Zatem wchodzisz. Wszyscy Cię witają, włącznie z ciotką, która ma 60 lat i ostatnio widziała Cię bez przednich zębów, jak chodziłaś do przedszkola, z obdartymi kolanami od nauki jazdy na rowerze. Uściski, całusy, znacząca wymiana spojrzeń. Siadasz przy stole. Aż w końcu zza głowy słyszysz: "Jaka to już PANNICA. Jaka duża, a wysoka. A jaka ładna. Popatrz się Hanka, kiedy to zleciało, a jeszcze nie tak dawno ona taka mała była! – Wilcur, pamiętasz? Tak na naszego psa mówiła! Pamiętasz Marian, pamiętasz!?" Śmiechom nie ma końca. Rumieńce na Twojej twarzy są coraz bardziej widoczne, nie wiesz gdzie masz patrzeć, co masz robić. Najchętniej skryłabyś się pod stół przez to ogromne zażenowanie. Jeżeli masz małe dzieci w rodzinie, jest to Twój jedyny ratunek-tonący brzytwy się chwyta- więc chwytasz tę brzytwę i idziesz. Wracasz po dwóch godzinach zmięta, potargana, rozstrojona nerwowo. Znów zasiadasz przy "okrągłym stole". Tylko czekasz co będzie następne, jaką petardę puści ciotka-nazwijmy ją roboczo-Grażyna. Już w myślach planujesz co będziesz jej odpowiadać, siedzisz, czekasz. W końcu jest! Długo wyczekiwane pytanie. Z nieco drwiącym tonem słyszysz: "A kawaler jakiś przychodzi!?". I tu się pojawia zagwozdka, czy przychodzi czy nie, niech ciotkę o to głowa nie boli.
W moim przypadku do pewnego momentu było tłumaczenie "Nie, nie, ależ skąd. Chłopaki? Fuuuuj. Nie, nikt nie przychodzi". Później ewoluowało na "Nie, ja mam tylko kolegów. Dużo mam kolegów. Więcej niż koleżanek", a zza pleców słyszałam tylko z przejmującym tonem "Do ciotki się podała. Będzie się żenić, jak będzie mieć 30 lat, zobaczycie." Po latach zaczęłam odpowiadać - co z resztą zostało mi do dziś - "No jasne, przychodzi pięciu!". I tu się temat kończy. Ciotka zostaje w kropce, razem z połową rodziny. Robi się niezręcznie. Ja zadowolona - do czasu. Za chwile daje się usłyszeć znowu błyskotliwe przemyślenia rodzinne- "E, to tata musi pilnować teraz! Drzwi zamykać, dom grodzić! He, he". Czyli znowu w martwym punkcie, jak się okazuje. Z biegiem czasu zaczęłam się tym coraz mniej przejmować, teraz mnie to bawi, dlatego dzielę się tym. I założę się, że teraz się uśmiechacie - wiecie dlaczego? Bo przypominają się wam wszystkie te żałosne sytuacje na rodzinnych imprezach!
Dlatego podchodźmy z dystansem do życia, do rodziny, spotkań rodzinnych, żebyśmy później miały co wspominać i żeby się nie zachowywać tak samo jak "ciotka Grażyna". Poza tym, rodzina, to jednak rodzina - niby się jej ”nie wybiera”, i „dobrze się z nią wychodzi na zdjęciach”, ale każdy ma swoją jedyną i niepowtarzalną, unikalną, kochaną i cudowną! Zawsze miło z nią przebywać i ze spotkania na spotkanie kolekcjonować coraz więcej barwnych wspomnień.
Justyna Kotowicz