Maciej Olszewski: Łamią wszystkie możliwe europejskie zasady savoir-vivre
W życiu ważne jest to, aby zawsze robić coś więcej niż trzeba. W tę zasadę bezinteresowności doskonale wkomponowuje się historia dębiczanina, Macieja Olszewskiego. To chłopak, który nie licząc zysków, ani strat, zdecydował się pomóc przybyłym do Rzeszowa studentom z Chin. W jaki sposób? Oprowadza ich po najlepszych zakątkach miasta, spędza z nimi czas i dba, by wspomnienia, które zabiorą ze sobą do domu pokazały Polskę z jak najlepszej strony.W ostatnim czasie poszerzyłeś swoje relacje międzyludzkie o kontakt z kulturą azjatycką. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z chińskimi studentami?
Wszystko zaczęło się od zwykłej wiadomości informacyjnej początkiem lipca, którą otrzymałem na prywatną uczelnianą skrzynkę pocztową. Wiadomość jak setka innych przez cały rok. Ale tym razem coś skłoniło mnie do zajrzenia w treść. Dzień namysłu i postanowiłem zostawić odpowiedź, nie spodziewając się jeszcze wtedy, że taka decyzja okaże się strzałem w dziesiątkę. We wrześniu po krótkiej rozmowie telefonicznej zostałem przyjęty do sześcioosobowej grupy tzw. Mentorów. Skontaktowałem się z osobami z Chin na tydzień przed ich planowym przylotem. Wystarczyło kilka wiadomości do każdej z osób, by przekonać się, że ich pobyt tutaj i moja przygoda z nimi będzie wspomnieniem na całe życie, które dopiero zaczniemy wspólnie pisać.
Przedstawiasz nowym kolegom polskie obyczaje, pokazujesz tradycje. Uczysz funkcjonowania kraju, do którego przyjechali studiować. Ale równocześnie, sam poznajesz kulturę chińską. W czym kultura wschodu różni się od naszej?
Zdecydowanie na pierwszym miejscu muszę wymienić kulturę podczas spożywania posiłków. Łamią wszystkie możliwe europejskie zasady savoir-vivre. Z pewnością bez przestudiowania ich zwyczajów, mogłoby wydawać się to dziwne, jednakże prostując ich maniery – im głośniej zachowują się przy stole, tym bardziej wyrażają zadowolenie z posiłku. Mimo wszystko, pobyt w restauracji będzie nie lada wyzwaniem. Tematu tego, co musieli próbować w Chinach nie będę poruszał. Mógłbym dostać po uszach. Można się domyślić. Taka kultura. Polacy jedzą krowie mięso. Hindusi nie mogą krowy na ulicy dotknąć. Na pewno mogę potwierdzić – są niekwestionowanymi mistrzami przygotowywania ryżu. Ciekawa w ich kulturze jest również maniera przyjmowania czegoś od kogoś. Pierwsza odpowiedź z ich strony zawsze będzie negatywna. Taka zasada, należy nalegać na przyjęcie podarunku, posiłku. Po trzech/czterech prośbach sytuacja się wyjaśnia. Byli bardzo zdziwieni, gdy podczas obiadu odmawiając im dałem do zrozumienia, że w moim przypadku pierwsze „nie” rozwiązuje od razu dalsze napory. Na wszystko się zgadzają, wszystkiemu przytakują. Z początku trudno było rozszyfrować, czego tak naprawdę oczekują. Całe szczęście, powoli zaczynają się uczyć sprzeciwiać i odmawiać, co w wielkim stopniu ułatwia nam zrozumienie ich potrzeb.
Porozumiewacie się ze sobą w języku angielskim. Pomimo znajomości tego języka przez obie strony, zdarzają Wam się chwile nieporozumień, zabawne sytuacje związane z wyżej wspomnianymi różnicami?
Jak najbardziej! Muszę zacząć od tego, że język chiński jest językiem sześcioakcentowym, stąd też czasem bardzo trudno zrozumieć słowa przez nich wypowiadane. Kładą akcent sylabowy w zupełnie innych miejscach. Mówi się nawet, iż język angielski, jakim posługują się Chińczycy, jest trzecią odmianą angielskiego – chińsko-angielską. Chłopaki, którymi się opiekuję – Lu oraz Yonggang – mówią po angielsku bardzo dobrze, rozumiemy się bez problemów. Trochę trudniej dogadać się z dziewczynami (Xiaoyu, Shuya, Mengke), choć też mają angielski na całkiem dobrym poziomie. Na pewno wynika to z braku znajomości słownictwa. Ostatnim czasem jedna z dziewczyn pomyliła autobusy. Jak się później dowiedziałem, tłumaczyła wszystko, co jej przekazałem, na translatorze. Ten zaś zrobił takiego psikusa, że wylądowała na obrzeżach Rzeszowa zamiast na Uniwersytecie.
Krótki wniosek – warto uczyć się języków obcych. A czego można nauczyć się od Chińczyków?
Zdecydowanie szacunku do rodziny. Są ogromnie przywiązani do relacji rodzinnych. Można im tego zazdrościć w pewnym stopniu, ponieważ jest to różne od rodzin Polskich. Oczywiście, każdy dom rządzi się swoimi prawami, jednakże u nich – zakorzenieni wśród własnego grona. Można nauczyć się również ich podejścia do kultury, historii i wierzeń. Są niesamowite. Dbają, by były podtrzymywane na przestrzeni lat.
Jaki obraz Polski i Polaków mieli Twoi chińscy przyjaciele, a jak wypowiadają się o nas teraz, po zderzeniu z rzeczywistością?
Na pewno mieli obraz Polaków jako osób odważnych. W niewielkim stopniu zapoznali się przed przybyciem do Rzeszowa z naszą historią. To wszystko, co mogę powiedzieć. Jak wspomniałem wcześniej, są z charakteru osobami, które przytakują wszystkiemu. Na to samo pytanie odpowiadali mi, że podoba im się wszystko, tak to sobie wyobrażali. Stąd też jest to jedno z trudniejszych pytań do udzielenia szerszej odpowiedzi.
Co najbardziej zaskoczyło Twoich gości w Polsce?
Zaskoczyła ich otwartość Polaków. Jednak topowym zdziwieniem, które miałem okazję zaobserwować, była wizyta w sklepie z markowym obuwiem. Dosłownie mówiąc, opadły im szczęki, że mamy tak „tanie” buty. Obecnie kupują dla siebie i dla znajomych w Chinach. Myślę, że do końca 2017 roku jeden z największych sklepów internetowych zostanie opróżniony z butów firmy Adidas. Również zaskoczenie na ich twarzach wywołały wspólne spotkania. Mówię tutaj o najzwyklejszych dla nas spotkaniach ze znajomymi. Spotykamy się praktycznie codziennie. Oczywiście był to dla nich bardzo pozytywny moment zaskoczenia. Jednym ze smutniejszych jak dla mnie i dla nich przeżyć tutaj była wiadomość o tym, że my – Polacy – w większości wybieramy kierunki studiów samodzielnie. W Chinach wygląda to inaczej. Rodzice decydują o przyszłości swoich dzieci. Upragnionym zawodem jest ekonomista. Dlatego dla wielu droga rozwoju, którą będą musieli przebyć jest już znana. Jak sami mówią, pobyt w Polsce jest pewnego rodzaju ucieczką od monotonnej codzienności.
Sam też marzysz o zmianie otoczenia i wyprowadzce poza granice ojczyzny. Mowa o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Skąd wziął się pomysł na taką podróż? Jak ma wyglądać realizacja tej niezwykłej odsłony American Dream?
Jeden z powodów, dla których widzę sens w porannej pobudce. To jest coś, co odrywa mnie od życia codziennego. Pomysł? Ameryką zostałem zarażony przez dziadków i wujka. W okresie gimnazjum pojawiały się tylko myśli, jak pięknie tam musi być. W liceum zacząłem intensywniej rozmyślać o swoim miejscu na ziemi. Od zawsze chciałem pracować za granicą. Stąd przyszła myśl, że można marzenie zrealizować. Dzieckiem jestem nadal, ale już nie w kartotekach, więc mogę sam zawalczyć o realizację wylotu. W pewnym momencie marzenia stały się tak bardzo skonkretyzowane, że zamieniły się w pragnienie konieczne. Z natury jestem niecierpliwy, a to siłą rzeczy uczy mnie ogromnej pokory i powolnej walki w osiągnięciu celu. Pierwsze próby zaczęły się 3 lata temu. Zabrakło środków finansowych. Sytuacja powtórzyła się rok później. Matura, uczelnia – nauka pochłonęła najdłuższe wakacje życia. W marcu 2017 roku miałem wszystko przygotowane, by emigrować do Kanady. Praca i lokum gotowe. W głębi duszy byłem pewny, że to jest ten moment. Przemyśleń w tamtym czasie było więcej niż wody w oceanach. Postawiłem sobie sprawę jasno – zdaję ostatni egzamin na studiach i lecę. Niezaliczony egzamin zamknął mi jednak drogę. Odpuściłem, by spędzić czas w pracy w Niemczech, aby uzbierać na wylot w 2018 roku. W tym przypadku również schody nie do pokonania. Szybka decyzja – powrót do domu. W ten sposób życie daje mi kolejną lekcję cierpliwości. Obecnie postanowienie jest na etapie wakacyjnej pracy. Zamierzam wylecieć w 2019 roku, tuż po licencjacie, na roczny program Au pair. Kompletuję potrzebne dokumenty, we wrześniu rejestruję się do programu i czekam na przyjęcie przez rodzinę. Po programie powrót do Polski, w tym czasie należy przeczekać dwa lata do ponownego wylotu. Dobrze się składa, ponieważ ten czas planuję przeznaczyć na ukończenie studiów magisterskich, po których widzę siebie już tylko w USA lub Kanadzie. Co napisze życie, czas pokaże. Planowałem wiele rozwiązań miesiącami, co zrobić, by otrzymać wizę i móc tam zostać. Trzymam się jednego planu, szlifuję język i to wszystko na dzień dzisiejszy. Z dalekimi planami trzeba uważać. Rozczarowują najbardziej na przestrzeni czasu. Życzę każdemu tak samo wielkiej walki o marzenia. Człowiek bez marzeń umiera.
Do świata marzeń przenosi nas też szeroko pojęta kultura. W wyborze literatury czy filmu skłaniasz się ku biografiom. Czyja historia życia zrobiła na Tobie największe wrażenie lub z którą najbardziej się utożsamiłeś?
Ucieknę trochę od tematu, ponieważ jest to postać ze świata muzyki. Bez zawahania odpowiadam, że Michael Jackson. Utożsamiam się w dużej części z jego problemami. Z jego walką o zdrowie. Nie będę rozgadywał się w jakich dokładnie, Internet jest rzeką w tym temacie. Mogę jedynie powiedzieć, że łączy mnie ten sam obraz postrzegania siebie we własnym świetle. Jest to pokój bez drzwi. Od takiego podejścia nie da się uciec. Czasem cios głową w ścianę wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Piękne w muzyce Michaela Jacksona jest to, że poznając go lepiej, słucha się – przede wszystkim – jego historii. Poznaje jego wielką walkę o siebie. Każdy ma inne podejście do życia, do otaczającego nas świata, ale nie skłamię mówiąc, że muzyka Michaela Jacksona ratowała mnie wiele razy przed zamknięciem się w takim właśnie pokoju. Piosenek I just can’t stop loving you, Human nature, Heal the world nie potrafię przestać słuchać. Nie wyobrażam sobie dnia bez nich. Są dla mnie jak mocna kawa. Za każdym razem odkrywam w nich coś nowego. Nieśmiertelne.
Jest zatem jakiś człowiek, znany lub mniej znany, którego biografię chciałbyś poznać, a która jeszcze nie została napisana bądź nakręcona?
Z osób, z którymi nie mogę już wymienić żywego spojrzenia – mój dziadek. W pewnym czasie był osobą znaną w świecie sportowo-politycznym. Oddałbym wiele by móc takową biografię napisać w jego towarzystwie. Był i jest dla mnie wielką inspiracją. Dzięki niemu zaczęła się moja długa przygoda ze sportem. Przekazał mi wiele. Miał piękne życie. Był człowiekiem wiedzy wszechstronnej z niesamowitą pamięcią. Wspierał mnie w każdym kroku, w szczególności sportowym. Do dziś mam w sobie ogromny żal, że przez chorobę mógł jedynie zobaczyć mnie w akcji na ekranie. Co najlepsze, od razu mnie krytykował! Prawdziwy znawca sportowy, musiałem mu to wybaczyć. Myślę, że w pewnym sensie była to jego rekompensata za wszystkie psikusy wyrządzone na nim w czasach przedszkolno-szkolnych. Był niesamowicie towarzyski, potrafił rozmawiać z każdym o wszystkim. Zainteresowany drugim człowiekiem. Choroba połączyła nas jak najlepszych kumpli. Rozmawialiśmy o każdej dziedzinie życia. Do dziś mam problemy z poradzeniem sobie z brakiem jego osoby. Brak mi też możliwości opowiedzenia mu o tym, czym się aktualnie zajmuję. Tego, że ot tak, nie mogę z nim porozmawiać. Nie raz nawiedza mnie w snach. Co ciekawe, wypytuje o aktualności. Dlatego wierzę w świat pozagrobowy. Dusza żyje. Najpiękniejsze, co po sobie zostawił, to wspomnienia. Rzeczy materialne – owszem – mają wysoką wartość, ale nigdy nie będą w stanie równać się z widokiem kochanej osoby przed oczami. W nieodległym czasie planuję przenieść jego podpis na własną skórę.
Wracając jeszcze do tematu muzyki. Powiedziałeś kiedyś, że jest ona darem. Co daje Tobie?
Jest. Daje mi możliwość ucieczki od codzienności. Muzyka jest najlepszym pamiętnikiem wspomnień. Można wrócić do piosenki po wielu latach, a wciąż będzie w stanie przywołać w głowie momenty, z którymi się wiązała. Uważam również, że jest uzależnieniem. Osobiście nie wyobrażam sobie dnia, pewnych czynności bez muzyki, bez konkretnych piosenek. Dlatego uwielbiam siedzieć czasem z przyjaciółmi bez słów. Tylko muzyka. Tak zapisuję trwającą chwilę, która kiedyś wróci, przy pierwszym impulsie danego dźwięku w uchu. Sądzę, że jest darem, bo tak jak w moim przypadku, były chwile, które przetrwałem tylko dzięki muzyce. Głowa potrafiła odpocząć. Wciąż muszę jej słuchać, żeby zejść na najbardziej optymalny ton uspokojenia. Niektórych uspokaja tytoń, mnie muzyka.
Rozmawiała Sylwia Łabuz