Raz widziałam jak kobieta podczas kazania rozwiązywała sudoku!
Jak radzą sobie Polacy w Holandii? Czy są w stanie odtworzyć życie we wspólnocie Kościoła Katolickiego, która należy tam do rzadkości?My Polacy jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że każdego ranka, w nocy o północy - jak to mówią, możemy przystanąć przy przydrożnym krzyżu lub kapliczce. W drodze do szkoły czy pracy mijamy nasz kościół - on po prostu jest. Ale czy wszędzie wygląda to tak samo? Jak w kraju tulipanów wygląda życie katolików?
Przez ostatnie tygodnie byłem w Holandii. Nie obyło się oczywiście bez niedzielnej Eucharystii. Pozornie Msza św. niewiele się różniła. Jednak kiedy podczas jednego ze spacerów po Hadze zorientowałem się, że przeżegnałem się obok „ex kościoła”, zaczęło mnie interesować jak kwestie wiary wyglądają tutaj na co dzień. Przede wszystkim w oczy rzuciła mi się liczba budynków wygladających jak kościoły, które dzisiaj nimi już nie są. Teraz można tam napić się piwa, kawy, wynająć mieszkanie, przenocować, a nawet kupic jakiegoś ciucha. Jak się postarasz, to poskaczesz nawet na trampolinie. Zdarza się, że Kościół nie widząc sensu i możliwości prowadzenia parafii (bo budynek jest zazwyczaj pusty), musi sprzedać nieruchomość. W ostatnich miesiącach głośny był przypadek, kiedy to kościół można było kupić za 1€ (sic!) Mimo tego wciąż da się tutaj usłyszeć dzwony przypominające o niedzielnej mszy i "Aniele Pańskim”. Niestety dzwonią jakby coraz ciszej. Trudno też znaleźć przydrożną kapliczkę lub wiejski kościółek. Ludzie nie żegnają się jadąc, idąc, biegnąc. Nie ma procesji na Boże Ciało ani procesji rezurekcyjnej, czuć laickość państwa i ludzi. W holenderskich kościołach ludzie zrezygnowali ze spowiedzi, a konfesjonały zamieniono na składziki na miotły czy po prostu eksponaty religijne. Idąc przez miasto nigdzie nie spotkasz księdza w sutannie czy zakonnicy lub zakonnika w habicie. Chyba, że właśnie ma miejsce jakaś niesamowicie ważna uroczystość.
Kościoły przerobione na: restaurację (fot.1) i halę widowiskową (fot.2)
Jak w tym wszystkim odnajdują się przyzwyczajeni do innego „stylu" wiary/życia Polacy? Okazuje się, że naprawdę dobrze. Polski kościół w Den Haag co niedzielę wypełniony jest po brzegi ludźmi. Można zauważyć, że nie tylko Polakami. Msza św. wygląda praktycznie tak samo jak u nas - są różnice w detalach, ale największa tkwi w postawie ludzi względem kapłana i na odwrót. Otwartość. Może trudno to sobie wyobrazić, ale tamtejsi parafianie są wielką wspólnotą katolików i Polaków. W oczy (pozytywnie) rzuca się w jaki sposób celebrans głosi Słowo Boże, jak mówi kazanie, starając się z jednej strony nie uśpić słuchaczy, ale też i nie zamienić homilii w cyrk. Moją uwagę zwróciło też bogactwo Modlitwy Wiernych, w trakcie której prawie nikt nie zostaje pominięty, a proboszcz pamięta o przysłowiowej Pani Jadzi i Panu Staszku. Największy uśmiech wywołał u mnie chyba moment przekazania sobie znaku pokoju - kapłan nie tylko podaje rękę liturgicznej służbie ołtarza, ale wychodzi także do ludzi - wyjątkowy symbol braterstwa i jedności. Polacy za granicą nie zapominają także o sakramentach. Pomimo możliwości spowiedzi tylko w weekendy, większość wiernych przystępuje do Komunii Świętej w niedzielę. Mnie dodatkowo zaskoczyła liczba osób posługujących przy ołtarzu. Kiedy lektorzy wychodzą do prezbiterium, z zakrystii wyłania się mała „Boża armia”, w której są zarówno młodzi jak i ci wcześniej urodzeni; chłopcy i dziewczęta, które radzą sobie lepiej niż niektórzy nasi ministranci! Zaskoczyć może też czynny udział w śpiewie wszystkich uczestników nabożeństwa; oczywiście - jedni lepiej drudzy gorzej...
Widok Holandii, która jest jedną z najstarszych cór Kościoła, na pewno może zasmucić w kwestii wiary. Jednak takie miejsca jak parafia pw św. Jana Pawła II pod opieką ks. Stanisława Trypucia SChr, wlewa w serce trochę nadziei! Chodzę do tego kościoła odkąd pierwszy raz przyjechałem do Holandii i będę chodził do niego zawsze, kiedy tam wrócę. Tam nie tylko czuję się dobrze ze względu na rodaków, ale przede wszystkim przez więź ludzi, dla których wiara jest bardzo ważna.
Kościół zamieniony na bar
Będąc w Królestwie Niderlandów postanowiłem zapytać o zdanie Polaków, którzy tutaj mieszkają i prowadzą aktywne życie religijne.
„W holenderskim Kościele najbardziej brakuje mi sakramentu spowiedzi, możliwości rozmowy i zapytania o radę, boli mnie, że zamiast tego ludzie spowiadają się na głos lub przynoszą przed ołtarz kamyki mające symbolizować ciężar grzechu. Nie podoba mi się też lekceważące podejście ludzi, którzy wchodzą do kościoła jak "do stodoły". Nawet w trakcie Mszy potrafią się witać ze znajomymi, rodziną, sąsiadem. Nie podoba mi się wchodzenie do kościoła z psami itd... Raz widziałam jak Pani podczas kazania rozwiązywała sudoku! Natomiast bardzo podoba mi się, że po Mszy ksiądz wychodzi i zaczyna rozmawiać z ludźmi. Spontaniczny znak pokoju też jest czymś pozytywnym, a po nabożeństwie można pójść razem na ciastko i kawę." - mówi Eulalia Cierpich, należąca do holenderskiej parafii.
"Jestem bardzo zadowolona, że nasza parafia to taka młoda wspólnota. Rodzice przyprowadzają dzieci na Mszę świętą oraz do polskiej szkoły, gdzie pociechy uczą się religii i języka polskiego. Po zajęciach jest Msza św. dla dzieci. Działa także scholka dziecięca. Dzieci biorą czynny udział w Mszy, czytając czytania. Myślę, że nasza parafia tętni życiem bardziej niż niejedna parafia w Polsce! Jest też bardzo dużo lektorów i ministrantów. Dziewczynki również mogą służyć przy ołtarzu. Podczas tylko dwóch niedzielnych mszy kościół jest wypełniony ludźmi. Podoba mi się, że wszystkie dzieci chodzące do szkoły przyparafialnej się znają, przez co znamy się i my - dorośli." - dodaje parafianka polskiego kościoła w Hadze, Edyta Giebał.
Cóż, wnioski pozostawiam Wam, drodzy Czytelnicy...
Kamil Giebał