Powiedzieli sakramentalne "tak" w Panamie!
Z Martyną i Kubą, którzy wzięli ślub w Panamie, rozmawia Katarzyna Barnaś:
KB: Jak się czujecie jako małżeństwo przez te pierwsze dni?
Kuba: Pierwsze dwa dni to jednak przede wszystkim zmęczenie. Zainteresowanie Panamczyków było momentami troszkę męczące. Szczególnie poślubne przebranie się w stroje ludowe. Sesja zdjęciowa zajęła nam cały dzień. Jesteśmy oczywiście z tego bardzo zadowoleni, bo wyszło świetnie. Jednak z pewnością było to męczące.
Martyna: Ty mówisz, że Cię to zmęczyło, jednak to mnie malowali dwie godziny.
KB: Jeśli już rozmawiamy o stroju, chciałam zapytać o nakrycie głowy. Czy było ciężkie?
Martyna: Tak, przeważało trochę na bok. Niby było równomiernie rozłożone, ale mimo wszystko odczuwałam ciężar. Ważne jest też to, że nie nakładano mi go jak hełm (wiele osób tak myślało), tylko wpinano kwiatuszek po kwiatuszku. Ponoć te kwiaty nazywają się "tembleques"? Tak mi mówiła pani z rodziny, u której mieszkam. Ona też takie wykonuje. Zrobiła mi kilka takich kwiatków do welonu.
Kuba: Słyszałem, że kobiety w Panamie marzą o występie w tej sukni i nie wszystkie mają okazję, bo jest to bardzo kosztowne. Cały strój to koszt 14 tys dolarów, a Martyna miała w tym szansę wystąpić, więc to naprawdę niecodzienna i wyjątkowa sytuacja.
KB: Wróćmy do początku - jak się poznaliście?
Kuba: Poznaliśmy się w czasie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, w które byliśmy zaangażowani jako wolontariusze. Służyliśmy u mnie w parafii. Martyna pochodzi wprawdzie z innej, ale przyjechała jako pomoc do mojej; Najświętszego Serca Pana Jezusa w Trzebini. Do naszej parafii przyjechała grupa pielgrzymów z Paryża - i dla nich mieliśmy przygotować poczęstunek, Mszę św. itd. Poznaliśmy się w punkcie wydawania posiłków.
Martyna: Chociaż tak naprawdę oboje mieliśmy różne przydziały. Ja miałam się zajmować sprzątaniem. Kuba nie miał wtedy chyba zadania, a wylądowaliśmy w tym samym pukncie. To jest niezwykłe.
Kuba: I zaczęliśmy się dobrze dogadywać. Pojechaliśmy później wspólnie na Wydarzenia Centralne do Krakowa i od tego momentu rozpoczęły się nasze spotkania, niedługo potem zostaliśmy parą.
KB: Czym zajmujecie się na co dzień?
Kuba: Studiujemy. Na tym samym kierunku. Inżynierię środowiska na AGH w Krakowie.
KB: Skąd pomysł na ślub w Panamie?
Kuba: Przeczytałem kiedyś historię innej pary, która wzięła ślub w 2013 podczas ŚDM i stwierdziliśmy, że skoro Kraków nas spotkał, to niech ta Panama nas na stałe połączy. Skoro jesteśmy tak trochę (myślę, że można tak powiedzieć) owocem ŚDM-u, niech to cały czas w jakiś sposób w nas trwa.
KB: Jak to zorganizowaliście? Było ciężko?
Kuba: Myśleliśmy, ze bedzie gorzej. Ale księża bardzo nam pomogli z dokumentami. To trochę bardziej skomplikowane niz ślub w Polsce. Udało się wszystkie dokumenty załatwić. Co prawda dostaliśmy je dzień przed wylotem, ale się udało.
Martyna: Dużo nam pomógł ks. Sebastian Kowalczyk. Kiedy usłyszał o naszym pomyśle, był zachwycony i od razu powiedział, że zrobimy.
KB: Martyna, pytanie do Ciebie; jak przywiozłaś suknię?
Martyna: W worku próżniowym w walizce (śmiech). Ciezko było spakować ten bagaż. Kilka godzin próbowałam go domknąć. Walizka była po prostu doładowana.
KB: A garnitur?
Kuba: Zmieścił się na szczęście bez jakichkolwiek problemów w mojej walizce.
KB: A jak gospodarze zareagowali na fakt, iż przyjmują narzeczonych, którzy mieli sie pobrać tu, w Panamie? Wiedzieli o tym wcześniej?
Martyna: Nie wiedzieli. Po przylocie musiałam jednak tę sukienkę jak najszybciej wyjąc z worka, żeby mogła się rozprostować. Rodzina, która mnie gości w ogóle nie mowi po angielsku, a ja nie mówię po hiszpańsku. Korzystając z translatora chciałam im powiedzieć o ślubie. Nie dowierzali i było takie „wow”. Bardzo mi pomogli. Szczególnie pózniej, w przygotowaniach. Chyba to była siostrzenica gospodyni. To ona zrobiła mi fryzurę, bukiet, kwiaty do włosów. Pomogli mi się ubrać, a przy tym bardzo się cieszyli.
KB: A jak z wyborem świadków? Wybraliście już na miejscu czy wcześniej?
Kuba: Świadkową wybraliśmy wcześniej, bo poznaliśmy się na spotkaniach przygotowujących do wyjazdu. Dobrze nam się rozmawiało. Zaprzyjaźniliśmy się i poprosiliśmy, by została naszą świadkową. Świadka wybraliśmy na miejscu.
KB: Jak zareagował? Od razu się zgodził?
Kuba: Tak, bez najmniejszego problemu. To jednak udział w bardzo nietypowym wydarzeniu.
KB: Wyróżnienie.
Kuba: Zdecydowanie tak. Nawet opowiadał dzisiaj, że ludzie na ulicy też go zaczepiają, bo widzieli go gdzieś w gazecie na zdjęciach. Może nie w roli głównego bohatera, ale jednak też się przecież pojawił i w ten sposób zdobył tutaj, w Monagrillo popularność.
KB: Bardzo Wam dziękuję za rozmowę!
Martyna, Kuba: dziękujemy!
fot. Zosia Czerlunczakiewicz