Pielgrzymowanie: absurd czy fenomen?
Kiedy w 2005 roku po raz pierwszy przygotowywałem się do tarnowskiej pielgrzymki moje uczucia były różne. Lęk przed trudem – wysiłkiem fizycznym, niepogodą i warunkami życia na pielgrzymim szlaku budziły we mnie skrajne emocje. Z jednej strony wyzwanie - stawianie czoła zmęczeniu, swoim słabościom, warunkom atmosferycznym, a z drugiej niesamowita przygoda. Możliwość odbycia wędrówki życia – słynnych „rekolekcji w drodze”, a także sposób szczególnego podziękowania za zdaną maturę i dostanie się na wymarzone studia. Ale… Zaraz, zaraz… Przecież to absurd! 17 sierpnia, o 4.30 rano (sic!) wsiądę w autobus do Tarnowa i pojadę na Mszę Świętą rozpoczynającą drogę do Częstochowy! Przecież to jest nienormalne, wyrywać się w środku wakacji z domu i iść. TAK – iść ponad 200km. Oszalałem.Zostawić dom, rodziców, znajomych i pójść w nieznane – nie licząc się z tym, co mnie tam może spotkać. Mówią, że trzeba wstawać o 5 rano, pogoda bywa kapryśna, burza, deszcz, upał, nieważne, trzeba maszerować. Noclegi w stodole, na sianie albo w garażu, prysznic pod gołym niebem o toalecie można pomarzyć. A w domu przecież przytulnie, spokój, mama poda obiad, kolację, wieczorem można spotkać się z przyjaciółmi, może jakaś impreza? Ale nie… Idę. Wszyscy znajomi, którzy mają pierwszą pielgrzymkę za sobą mówią, że warto. Jest wspaniale, czemu miałbym im nie wierzyć? Poza tym mam ważną intencję, kolejne przekazała mi rodzina, Pan Bóg jest ważny w moim życiu. Muszę spróbować, postanowione! IDĘ!
Moje pielgrzymowanie trwa niezmiennie od kilkunastu lat. W tym roku, jak wszystko się uda, wyruszę na tarnowską pielgrzymkę po raz 15. (z rzędu) i nie wyobrażam sobie innego sposobu spędzenia tych dziewięciu sierpniowych dni. Pielgrzymka – absurd, czy fenomen? Absurd – ponieważ pozostawiamy nasze spokojne, wygodne życie, dom, rodziców, rodziny, przyjaciół – by wyruszyć w niełatwą drogę pełną wyrzeczeć i trudności. Fenomen – ponieważ te dziewięć dni pozwalają nam być bliżej Boga, maszerując z nim ramię w ramię. Dziewięć dni, które wyjmujemy niejako z życiorysu, żeby stać się kimś innym, może lepszym? Dziewięć dni, które zapadają w pamięć jako wyjątkowy czas. Czas, w którym możemy znaleźć Boga w sobie, ale i w drugim człowieku.
Te dziewięć dni to czas pracy nad sobą, nad swoim charakterem – nad swoją wiarą. Dla mnie pielgrzymka to „fenomenalny absurd” – Boże Szaleństwo, na które każdy katolik powinien porwać się, przynajmniej raz w życiu. Na pielgrzymce czas biegnie inaczej, tu nie ma dni tygodnia, jest dzieć pierwszy, drugi, trzeci… etc. Nie ma Pań i Panów – są Siostry i Bracia. Każdy pielgrzym to specyficzne „chodzące świadectwo”, które niesie w sobie swoją historię, swoje intencje i emocje, a każdy z nich swoje pielgrzymowanie przeżywa inaczej. Tu nie ma osób przypadkowych. Tylko na pielgrzymce można tak mocno odczuć obecność Boga, jego działanie w każdym kroku, który przybliża nas z dnia na dzień do celu – tronu Pani Jasnogórskiej.
Moje pielgrzymowanie trwa w zasadzie cały rok. Pójście na pierwszą PPT było tylko jego początkiem. Te dziewięć sierpniowych dni, jest najlepszą nagrodą za kolejny przepracowany rok, momentem kulminacyjnym dla mojej wiary, dla moich uczuć i dla świata, który mnie otacza. To „Boże Szaleństwo” jest zarazem końcem pewnego etapu i początkiem kolejnego – czasem rozliczeń ze sobą, z własnymi troskami i własnym sumieniem, czasem radości serca, a także czasem dziękczynienia za łaski, którymi nas dobry Pan Bóg obdarzył. Jest to również czas nowych pomysłów, nowych planów, intencji, założeń i myśli, na kolejny rok naszego ziemskiego pielgrzymowania. Duchowy detoks i terapia prowadzona przez najlepszych specjalistów jakich można sobie wymarzyć . Nie wahajcie się – dajcie się porwać temu Bożemu Szaleństwu!
Krzysztof Łańka