Nieważne skąd idziesz, ale dokąd zmierzasz...
11 października do polskich kin zawitał nowy film obyczajowy w reżyserii Jana Komasy - “Boże Ciało”, który od światowej premiery zdobył m.in Złote Lwy oraz nagrodę na MFF w Wenecji. Film widziało już ponad pół miliona osób, ale... czy warto na niego iść?Główny bohater filmu to dwudziestoletni Daniel (Bartosz Bielenia), który na warunkowym zwolnieniu z poprawczaka wyjeżdża na drugi koniec kraju, żeby pracować w stolarni. Jednak zamiast tego zaczyna udawać księdza. Dzięki Komasie możemy poznać i zrozumieć działanie chłopaka, który pogubiony we własnej tragicznej przeszłości usiłuje z niej uciekać, a przy tym pomóc lokalnej społeczności.
Jest to jedna z tych nielicznych polskich produkcji, która nie jest karykaturą kina, a filmem godnym uwagi.
Wiele scen z tego kandydata do Oscara może budzić u nie jednego z nas kontrowersje (zwłaszcza kiedy sami nie byliśmy w takich sytuacjach), a może nawet oburzenie. Jednak nie o to w tym chodzi. Chodzi raczej o to, że ukazana w filmie historia pokazuje prawdziwe działanie mechanizmów, którymi kierują się ludzie. Zauważalna jest hipokryzja, społeczne przyzwolenie na ataki na "tego jednego wroga" i reakcja ludzi na nowość. Komasa daje nam genialną historię, która wciąga, która zmusza do myślenia w trakcie seansu, jak też i po nim.
Obraz ten szczególnie powinien przemawiać właśnie do nas, do katolików. Do ludzi, którzy jak się powszechnie uważa, powinni być przykładem, a wręcz wzorem. Tymczasem pozwalamy na to, żeby otaczała nas hipokryzja i zafałszowanie z którymi nie umiemy, a nawet nie możemy sobie poradzić, ponieważ zasłania nam je wielka biblijna belka wystająca z oka.
Film uważam za jeden z lepszych, które do tej pory widziałem i zachęcam do jego obejrzenia, aby móc zrozumieć, że tak naprawdę: "Nieważne skąd idziesz, ale dokąd zmierzasz".
Kamil Giebał
Kadry z filmu "Boże Ciało"