Będę milionerką, zobaczysz, cz. II
Czasami mam ochotę ich wszystkich pozabijać. Przychodzę, mam mega dużo rzeczy do zrobienia, a dziewczyny mają totalną głupawkę i nie da się ich uspokoić… Ale potem przychodzi turniej, a na nim wyróżnienia, czy zakończenie tanecznego sezonu, na którym moje dziewczyny przejmują mikrofon i publicznie, osobiście mi dziękują… Wtedy okazuje się, że doceniają to, co robisz, a ty czujesz, że to co robisz, ma sens. To jest w tym wszystkim najpiękniejsze! – opowiada Katarzyna Czachurska, choreografka z Bochni.Odpowiedzialność za grupę to jednak nie tylko laurki i komplementy – czasami nie da się dogodzić wszystkim.
Oczywiście bywa też tak, że przychodzi mama i mówi Ci, że robisz za dużo zajęć, że są one źle prowadzone a dziecko jest przemęczone i że nie radzi sobie z życiem. Gdy to usłyszałam, przez tydzień miałam totalną depresję, bo wkładam w to całą siebie... Zorganizowałam więc spotkanie z rodzicami i zapytałam, jak oceniają pracę, którą zrobiłyśmy do tej pory i jakie są ich odczucia w kontekście ciężkiego roku, który jest przed nami. Wtedy zaczęła się lawina pochwał – że jest super, że może potrzeba więcej zajęć, bo dziewczyny są zachwycone i zmieniły podejście także do rodziców. W zeszłym roku zaczęłam prowadzić zajęcia w Jastwi i powiedziałam na koniec, że zobaczymy jak będzie po wakacjach, bo dalsze zajęcia będą zależeć od tamtejszego MDK. Gdy przyjechałam na pierwsze tańce po przerwie, usłyszałam od jednego rodzica: Dobrze, że Pani jest, bo dziewczynki powiedziały, że jak będzie ktoś inny, to rezygnują.
Bycie instruktorem nie pozwala na stanie w miejscu.
W weekend zazwyczaj sama uczestniczę w warsztatach. Muszę sama się rozwijać. Czasami patrzę na dziewczyny z New Fresh, które powadze najdłużej, i zastanawiam się, czemu właściwie to ja tam jestem instruktorem? Dziewczyny, które na początku ledwo co się ruszały, to teraz są na takim poziomie, o którym ja w ich wieku nawet nie marzyłam. Kiedyś usłyszałam, że na jakimś filmiku moje siostry, które wchodzą w skład New Fresh, tańczą lepiej ode mnie – to jest dla mnie, jako instruktora, najlepszy komplement! To znaczy, że zrobiłam dobrą robotę.
W ten sposób spełniają się marzenia.
Mieszkam teraz z bratem. Kiedyś przyszedł do kuchni [jest połączona z pokojem Kasi] zrobić sobie kawę koło 9.00, a ja leżałam pod kocem i oglądałam serial. Potem przyszedł koło 14.00 zrobić sobie obiad. Popatrzył na mnie – ja dalej leżę i patrzę w komputer – i zapytał: – Co ty, nie pracujesz? – Mam tylko jedną grupę, bo dwie mi odwołały zajęcia – odpowiadam. – Nie ma jak tobie… Idzie na jedną godzinę i zarabia nie wiadomo ile pieniędzy i jeszcze leży i cały dzień ogląda seriale…
Moje życie jest super! Otwieram oczy – godzina 8.00-9.00, wychodzę z psem, a później już tylko układam choreografie, pakuję się i jadę na zajęcia. Tak dzień w dzień. Czasami słyszę od znajomych: „Może byś gdzieś wyszła?”. Dla mnie teraz istnieje tylko sen, taniec i zwierzęta. Nie szkoda mi tego, że nie mam czasu dla znajomych. Mam 3 przyjaciółki – osoby, z którymi chcę się spotykać, za którymi tęsknię. Nigdy nie potrzebowałam mieć wielu ludzi wokół siebie, bo mam to na co dzień.
I nie opuszczę Cię… aż do ciąży, kontuzji lub starości
Potęga podświadomości – ta książka też zmieniła wiele w moim życiu. Jeśli się do tego podejdzie z takim otwartym umysłem, to pomaga. Ja w to wierzę – dzięki niej, od pracy jako kelnerka, której nienawidziłam, dotarłam do życia marzeń. Kto pracuje 4 godziny dziennie w zawodzie, który uwielbia, a w zasadzie nie pracuje, tylko się spełnia i ma za to dobre pieniądze? Fakt, że w poprzednie wakacje, kiedy nie miałam zajęć było jeszcze trochę ciężko, więc… wróciłam do gastronomii. Gastronomia to jest coś od czego się tak łatwo nie uwalniasz – jak już raz się tak pracowało, to zawsze znajdziesz tam pracę. Tym razem byłam kelnerką na weselach – 24 h na nogach, dźwiganie, ciągły tłok… Zaczęłam w maju a w lipcu miałam już straszne problemy z biodrami. Bolało do tego stopnia, że prawie przestałam się ruszać. Okazało się, że mam zwyrodnienie stawu biodrowego. Usłyszałam: masz biodra, jak 50-letnia, otyła kobieta. Nie mogę zrobić męskiego szpagatu, ani innych tego typu ruchów. Dostałam zastrzyki i zakaz tańczenia. Poszłam do fizjoterapeuty, wskazał mi kilka ćwiczeń i teraz muszę tego przestrzegać, bo inaczej będzie się to pogłębiać. Do tego kilka ćwiczeń dołożyła mi jedna z przyjaciółek i po 2 miesiącach ból zupełnie ustał. Wydaje mi się nawet, że dzięki tym ćwiczeniom lepiej mi się tańczy, czuję że mam lepszą stabilizację.
Nie wiem, co by było, gdyby teraz zabrakło mi tańca. To jest teraz całe moje życie. Już od gimnazjum mówiłam, że będę tańczyć z Beyonce na scenie. Chociaż wiem, że kiedyś moja przygoda z tańcem może się nagle skończyć, więc… zaczęłam szyć ubrania. Na początku tylko stroje dla dziewczyn na turnieje, teraz wiele innych rzeczy. Mam tyle zamówień, że nie mam pojęcia kiedy się odrobię.
Instruktorka ma już doświadczenie z własną firmą. Będą kolejne podejścia?
Pewnie teraz byłabym w stanie założyć własne studio, ale nie chcę być tak uwiązana. Teraz nie czuję, żeby ktoś stał nade mną i mnie kontrolował, czego najbardziej nie znoszę – kiedy ktoś mi non stop dyktuje, co mam robić. Muszę mieć wolną rękę, a właśnie teraz tak jest. To jest dla mnie moment mojego rozwoju. Poza tym, mam w planie wyjechać na miesięczne szkolenia do Stanów Zjednoczonych, podróżować.. więc nie miałby kto się takim moim studiem nawet wtedy zająć, bo nawet najlepszy pracownik nie dba o firmę tak, jak sam właściciel.
Gdybym mogła teraz cofnąć się do momentu wyboru studiów, to nie poszłabym na rachunkowość, tylko na psychologię. Taki jest też plan – chcę się zapisać w przyszłym roku, bo w tym roku przez ponowny wyjazd na Kretę niestety nie zdążyłam. W weekendy będę musiała odpuścić niektóre warsztaty, ale dam radę. Zależy mi na tym, bo wiem, jak bardzo brakowało mi osoby, która by mnie pokierowała, powiedziała mi: „jak kochasz tańczyć, to po prostu to zrób i zobaczysz, że się ułoży”, wtedy, kiedy od innych słyszałam, że „Kasia, taniec jest okej, tylko nie jest praca… To jest hobby, tak żeby sobie poszaleć, ale musisz mieć normalną pracę…”. Potem okazało się, że praca po rachunkowości, w biurze, nie jest dla mnie. I kiedy poszłam na praktyki z Urzędu Pracy, to po tygodniu się nudziłam. W tym momencie wiem, że jeżeli chcesz coś robić, kochasz to, to prędzej czy później odniesiesz w tym sukces i pieniądze nie będą dla Ciebie problemem, bo przecież musisz z czegoś żyć. Nie ma nic lepszego niż życie pasją, zarabianie na tym i nie martwienie się o nic. Nie mówisz: „O Jezu… znowu poniedziałek”, tylko „YES! Poniedziałek!”. Nie wiem, czy rodzice, czy ktoś inny, mówią często dzieciakom: nie dasz sobie rady. NIE MA czegoś takiego, jak NIE DASZ SOBIE RADY! Jak będziesz dziecku mówić, że sobie nie da rady, to w życiu z niczym sobie nie poradzi. Cięszę się, że w moim domu nikt mi w życiu nie powiedział: „Nie dasz sobie rady”, pewnie dlatego teraz też jestem tu, gdzie jestem.
Więcej o Kasi na jej INSTAGRAMIE
Angelika Biernat